Spotykali się co dzień
Na półpiętrze w Ziemiańskiej,
Stół był rezerwowany
Dla kompanii cygańskiej.

Zajmowali go co dzień
Od drugiej do trzeciej:
Elegancki pułkownik
I szykowni poeci.

Stanowili codzienną
Malowniczą grupę.
Poeci byli w.m.,
A pułkownik W.P.

Czulili się, klepali,
Komplementowali,
Oni – że taki zdolny,
On ich – że tacy śmiali.

Uwielbiali się wzajem,
Chociaż na pozór drwiący,
Oni go – że romantyk,
On ich – że wojujący.

Oni jego – że rębacz,
On ich – że artyści,
Oni go – że pułkownik,
On ich – że pacyfiści.

Uczucia były coraz
Czulsze i gorętsze,
Aż przestali siadywać
Co dzień na półpiętrze.

Zbyt wiele różnych rzeczy
Za złe sobie brali:
Oni jemu – że pisze,
On im – że tacy śmiali.

Oni jemu – że rębacz,
On im – że artyści,
Oni mu – że generał,
On im – że pacyfiści.

On im – że nie ze spiżu,
Oni jemu – że z gipsu,
On przeszedł do kasyna
A oni do IPS-u.

Dzisiaj się czasem, z dala,
Ujrzą – ogień i woda…
Ogień westchnie: niestety…
Woda zaszemrze: szkoda…

Wieniawa, chluba wszystkich chlub,
Zalany w sztok – i co mu zrób?